Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Z wysoka teraz wielu ludzi pada — odrzekł prawnik — nie jestem pewnym, czy i ten dostojnik pociągnionym nie będzie.
Załamałam ręce.
— Wyrób pan to dla mnie przynajmniej, ażebym zaledwie od dni kilkunastu zowiąc się żoną tego człowieka, uwolnioną została — od pociągania do sądów, od mieszkania w tym ohydnym Wiedniu. — Zaklinam pana... Nie chcę znać tego, który mnie tak niecnie śmiał uwieść...
— Szło mu tylko, jak się zdaje, zimno dodał adwokat wstając — o wyłudzenie grosza, gdyż nigdzie już od dawna kredytu nie miał...
W tej dopiero chwili — drgnęłam przypominając sobie, że moje kosztowności wszystkie i brylanty oddałam wyjeżdżając pod straż Barona. Zadzwoniłam na Julię... Prawnik stał zaciekawiony i osłupiały.
— Gdzie moja szkatułka z brylantami?
— Pani ją Baronowi oddała...
Adwokat się uśmiechnął.
— Bież i dowiedz się co się z nią stało.
— Jaka była wartość tych precjozów? spytał prawnik.
— Część ich tylko, 50.000 guldenów kosztowała... reszta, mogła przynajmniej połowę jeszcze wynosić tej wartości...