Przejdź do zawartości

Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ja się do rozmowy nie wmięszałam. Ojciec zrana przyszedł do mnie, na poufną pogadankę. Naprzód potrzebował pieniędzy pożyczyć, te się łatwo znalazły... Gdy ta okoliczność została załatwioną, począł wzdychać nademną...
— Cóż ty myślisz? zapytał, zakopać się tak na wsi, wyjść na niańkę? wyrzec się już życia? Jesteś młodziuteńka, piękną dziś, jakeś nigdy nie była... uśmiecha ci się świat... toć grzech się zamknąć w tych murach na wsi...
— Ale ja tu jestem szczęśliwą!
— Gadaj zdrowa! szczęśliwą... Nie naturalna rzecz, żeby w sile wieku można się nazwać szczęśliwym, będąc samotnym...
— Mam dziecię...
— Tego nie dosyć...
— Owszem... ono zapełnia mi serce i wszystkie życia godziny...
— Aleś ty na niańkę nie stworzona... Świat! świat! wzywa cię... jesteś do błyszczenia na nim przeznaczoną. Masz wszystkie przymioty, które on ceni. Rozwinął ci się dowcip, wdzięk... masz w sobie coś tak sympatycznego i t. d.
Z pół godziny mnie tak namawiał do miasta. Skończyło się na tem, żeśmy się zgodzili, iż dla wychowania Stasia... zapewne później wypadnie we