Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzieć tam na ich łasce i z niemi... Dacie mi państwo jaką izdebkę w oficynie, będę ztąd dojeżdżał codzień... O dach tylko proszę i na niedługo.
— Ale o to, pan prosić nawet nie potrzebowałeś — zawołałam postępując ku niemu — nie pytając Mamy, proszę go, abyś ten dom za swój uważał. Przypomnij pan sobie, com mu niegdyś mówiła o mojej sympatji i zaufaniu, nie straciłeś pan obojga. Wyznam mu, że dziś, gdy znowu jestem samą i bardzo smutną, miło mi będzie choć słowo otuchy posłyszeć od niego.
Zwrócił ku mnie wzrok pełen uczucia. Spotkały się nasze oczy, i ja pierwszy raz w życiu doznałam jakiegoś dziwnego, nieopisanego wrażenia, jak gdyby między mną a nim istniał jakiś węzeł pozaświatowy, odwieczny, jakby dusze nasze były sobie krewne... Oboje zmilczeliśmy...
Zadzwoniłam, żeby zaraz kazać dać mieszkanie, a Opaliński wyszedł, nie chcąc mi dłużej być natrętnym. Pobiegłam do Mamy, która zgodziła się na wszystko, ale, gdyśmy we trzy pozostały, odezwała się cicho, na pół do Ciotki, w pół do mnie:
— Postrzegłam to dawno. Serafina ma słabość do Opalińskiego... ja jej się ani dziwuję, ani wymawiam to... jest bardzo miły. Boję się tylko, żeby gdy