Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakoś bardzo nieznacznie i naturalnie, nie wiem z czego, ale mogło się wybornie zastosować do Oskara, którego idjotyzm — grzecznie nazwać można ekscentrycznością — i do mnie, której wpływ...
Zrozumiałam dobre chęci, wlania we mnie pociechy — byłam mu za nie doprawdy wdzięczną — ale rozpacz mnie razem jakaś ogarniała, i gdyśmy wyszli w ganek, tak że nas nikt słyszeć nie mógł, wybuchnęłam...
— Zdaje mi się, rzekłam — że pan miałeś w myśli — litując się nademną, wlać w moje serce trochę pociechy? Nie prawdaż?
Zmieszał się agronom. — Bardzom panu wdzięczna — dodałam — niestety! nie czynię sobie złudzeń... Będę z panem otwartą — raz — bo jestem dziś w takiem usposobieniu — bo, może mam do pana ufność, bo — mnie istotnie serce boli — bo w końcu — sama już nie wiem dlaczego...
Widziałeś pan mojego narzeczonego? Mówi za nim to, że — ma miljony... a tłumaczy mnie to, że ja ich potrzebuję, bom się nauczyła jako aksjomatu, iż bogatą być muszę, aby być szczęśliwą... Z dobrej woli wybrałam sobie... nie prawdaż że to — śmieszne! Ale cóż pan chcesz! nic w życiu nie widziałam do osiągnięcia, tylko brylanty, pałac i dostatki. Co pan na to...