Jedno to nieszczęśliwe porwanie, miałam na moją obronę, zdawało mi się, że mnie to uniewinni... Opowiedziałam mu więc wszystko... Czerwieniał, bladł, pięści ściskał, rzucał się, odgrażał, wysłuchał i nie mówiąc słowa, nie powracając do salonu, wybiegł z pokoju. Posłał po swój kapelusz, siadł na bryczkę i uciekł...
Radca z początku nań czekał, potem wszyscy się przekonali, że trzeba zapomnieć, iż był — nie wiedzieć, że od nich uszedł — i nie było już o tem wzmianki... Oskar tylko do ucha mi się zbliżył i spytał: — Drapnął wujaszek?
I po swojemu śmiać się począł!
Nieszczęśliwa istota jeden śmiech ma łatwy, niewyczerpany, straszny...
Dźwięk jego głosu, gdy się śmieje, przejmuje mnie jakąś grozą niewysłowioną — jakby wychodził z domu obłąkanych. Gdy się śmieje, mnie oczy zachodzą łzami...
Wyjechali nareszcie — oddycham. Ślub tak bliski, tak bliski, że te dnie pozostałe radabym podzielić na najdrobniejsze cząsteczki — i jak ogło-