Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Amen!! — Krzyknęli wszyscy tak, że słowo to niepodobne do słowa, złożone z tysiąca głosów, zdawało się jakimś okropnym wrzaskiem, odbitym w grobach.
...... Niech ten ostatni widok bladych twarzy naszych towarzyszów i braci rospali w nas, jeżeli w kim ostygła, chęć pomszczenia się za nich. Acz nie chrześciańska jest rzecz mścić się, przystałoż jednak puszczać zbrodnię płazem, aby broiła nie zatrzymana w pędzie? Bóg świadek nasz żeśmy nic nie popełnili, czem byśmy na tak srogą karę i gwałt zasłużyć mogli. Jakież jest biedne życie nasze? — z rana do wieczora tułactwo i nędza. Nikomu złego nie czynim, a sami łaską żyjąc życzym wszystko dobrze, bo czynić nie w naszej mocy. I za to nas biedne sieroty jak plugawe robactwo pobito? - O! wy dusze pomarłych, jeżeli z nieba słyszycie nas jeszcze, jeśli wam Bóg do swego tronu nie odmówił przytułku, jak nas król ziemski odepchnął, zanieście tam skargi swoje przed Niego, bo On ojciec i król sieroty, on się pomści i ukarze, gdy ludzie nie chcą.
Dotąd cicho było w tłumie, lecz gdy tych słów domawiał, zdala dał się słyszeć głos płaczliwy, jęczący, głos kobiety, tak różny od głosu męzkiego żalu i rozpaczy.
Dźwięk ten rósł co chwila, zbliżał się i wyraźniejszym stawał, utknął się mówca w mowie, stanęli wryci słuchacze, grabarze podnieśli głowy, tłum przerzedzać się i rozstępować zaczął - ukazała się dziewczyna. Blada, nędzna, schorzała choć młoda, w lekkiem, poszarpanem i zbłoconem płóciennem odzieniu, z rozpuszczonemi po ramionach włosami, z obłąkanemi oczyma, z wychudłemi i załamanemi rękoma, boso, z roztwartą,