Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

co o tych znikłych winowajcach wiedział, to donieś natychmiast, abyśmy ich łatwiej połapać i własną twoją drogą nam niewinność okazać mogli.
— Zkąd ich pobrałem, odpowiedział Czarnkowski, to miejsce wskażę, a możeć da Bóg że ich najdziemy.
— Pomnij tylko Waszmość, dodał biskup, abyś wezwawszy świadki swoje które masz, stanął jutro przed króla. Nierad bowiem pan nasz, że go ta młodzież wszędy niesprawiedliwym obwołuje, uskarżając się, że jej posłuchania odmówił, jutro wzywa ich aby mu rzecz swoją przełożyli. Teraz idź Waszmość w pokoju.
Z Bożą pomocą wszystko się dobrze ukończy. A idąc przez ową izbę kędy pisarze moi siedzą, każ tu Górnickiemu przyjść do mnie.
Czarnkowski wyszedł, i dopełniając nakazy biskupa powołał z kancelarji młodego chłopca, który się tam na ówczas bawił rozpowiadaniem jakiejś historji, sławnym będąc miedzy swemi z wymowy łatwej i zręcznej. Słuchali go wszyscy z otwartemi ustami, gdy wszedł prałat. Po ukłonach i ucałowaniu ręki, młody Górnicki, wysoki, pełen zdrowia i ognia człowiek, z twarzą bystre oznaczającą pojęcie, poszedł do biskupa, a ksiądz Andrzej ku domowi.
Tu z nowem wezwaniem napotkał go woźny, mięszając w mowie nałogowe grubiaństwo i potrzebne uszanowanie i na scrutinium do sądu powołując.
Przyszli też wkrótce ku samotnie siedzącemu i rozmyślającemu goście, jako to: ksiądz Wojna z bratem i dwóch Bernardynów.
Ci usłyszawszy w mieście co się działo z ks. Czarnkowskim i o co był obwiniany, przybywali rozpytać się u niego o szczegóły wypadku. a ks. Andrzej nie omie-