Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż to jest Mości panowie? zawołał król porywając się żywo. Jest-żem już tak niski w oczach waszych, że mnie lud z krzykiem karczemnym ma nachodzić od rana? Któż to go naprowadził na mnie?
Podkanclerzy Grabia widząc gniew, oburzenie i ciekawość malujące się w czarnych oczach króla, skłonił się powoli i dał znak tajemnie Maciejowskiemu, aby mu mówić pozwolił.
— Nie dziw Najjaśniejszy Panie, rzekł, że niezwyczajnością tego postępku zdziwiony, na pierwsze osoby, które przed tobą stają, składasz jego winę. Lecz my w tem nic nie mamy.
— Dość, dość tych słów, krzyknął król, bez długich omówień, panie Mikołaju, ad rem, ad rem, co to za tumulty?
— Wczoraj, Najjaśniejszy Panie —
— Ale Mospanie ja się pytam o to co jest dziś, przerwał król stukając pięścią o stół.
— Pozwól Najjaśniejszy Panie, abyśmy od wczorajszego dnia zaczęli, odezwał się Maciejowski, gdyż dzisiejszy ten tumult, niezwykły u Twego zamku, z dnia wczorajszego ma przyczynę.
— No! ad rem, panie Grabia — proszęż mi odpowiedzieć co to jest? Kto to przyszedł? czego chcą?
— Przyszli studenci Najjaśniejszy Panie, skarzyć się, że wczoraj słudzy, bo jak oni powiadają z rozkazu ks. Czarnkowskiego, kilku z nich zabili, lecz —
— Ks. Czarnkowskiego! Jezu Chryste panie! cóż ten ksiądz miał do studentów? Panie Maciejowski opowiedz mi to jasno. Słyszę jak ta szalona młodzież wrzeszczy na dziedzińcu — czy to tu gospoda? czy ulica? Panie podkanclerzy, niech ich straż precz odpędzi lub — cze-