Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gali im do tego. Przez cały dzień słychać tylko było wszędzie narzekania i żale. Jedni ze studentów szli tłumnie modlić się i krzyczeć na grobie pobitych braci. Inni zachęcając wszystkich do wychodzenia z miasta, sami się do tego czynnie wybierali. Gdzie kto miał znajomych lub łaskawych szli żegnać przygotowując do drogi mały zapas wyżebranych żywności i rzeczy. Tam i ówdzie widać było przemykających się z garnkami, torbami, z miną niespokojną, zapalonem okiem, stukających do drzwi domu, żegnających się wśród miasta, lub śpiewających po ulicach smutne pieśni. Towarzyszyli im znajomi mieszczanie, których teraźniejsze ich położenie mocniej jeszcze do nich przywiązywało. Widząc ich płaczących i skarżących się, chętnie wierzyli w ich niedolę i ucisk, chętnie z niemi razem przeklinali sędziów i obwinionego.
Któżby albowiem łzom i żalom nie wierzył? choćby nie trafiły do rozumu, trafią do serca — osobliwie dziecinne, żale i łzy stworzeń słabych i bezbronnych, a przez to samo godnych politowania; żale wyrażające się z tym ogniem, z tą mocą i przekonaniem, z tą żywością właściwą żalom dziecinnym i kobiecym. Wszystko oznaczało że odgrażanie się w istocie mogło przyjść do skutku, lecz przykazano srogo seniorom i profesorom, ażeby, jeżeli dostrzegą w studentach chęć wyjścia, dołożyli ze swojej strony jak najusilniejszych starań aby ich odwieść od tego. Jakoż cała reszta dnia upłynęła na napominaniu ze strony seniorów a wrzasku i narzekaniu ze strony studentów. Około godziny nieszpornej ruch na ulicach miasta bardziej się jeszcze pomnożył, place, kościoły i ulice pełne były młodzieży żegnającej po raz ostatni znajome i ukochane miejsca. Cały Kra-