Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   115   —

— Jedź pan do domu — odezwał się do p. Samuela — wypijmy po lampce i rozstańmy się, ja idę i radykalnego środka użyję, a jutro waćpanu wróci upokorzony błazen, i prosić się będzie, abyś go przyjął napowrót. Dziś tylko nieogłaszajcie nic.
— Jakimże sposobem? — spytał Bombastein.
— To moja rzecz — odparł profesor — trzeba go nauczyć rozumu. Idziemy.
Nic się więcéj dowiedziéć już nie mógł Bombastein, lecz uspokojony przyrzeczeniem, poszeptawszy coś do ucha profesorowi, z którym w ten sam sposób sobie postąpił co z Jacusiem, tylko nieco oględniéj dla jego miłości własnéj, pożegnał go uściskiem ręki.
Profesor śpiesznym krokiem, ale zawsze ze swą powagą pedagogiczną, którą w ulicach zachować się starał — poszedł do Żaka. Tego dnia Mr. Jacques był bardzo zajęty, na chwilkę zdawszy regiment swój zastępcy, wszedł z profesorem do próżnego numeru hotelowego na dole.
— Słuchaj no — począł siadając Maciórek — potrzeba ażebyś rodzinie wyświadczył posługę i tego błazna Bolesława rozumu nauczył. Ma się żenić już z tą — osobą bardzo lekkomyślną, o któréj wiesz, dla majątku. Zakałę nam zrobi, zresztą i on sam z nią nie będzie szczęśliwy. Trzeba go ratować. Udawał przed nią hrabiego, — dziewczyna się tego chwyciła, trzeba żebyś do niéj poszedł i przypomniawszy się dawnéj znajomości z Paryża, podziękował jéj za to, że rodzonego brata twego rączką