lata uchodzić za bardzo przyzwoitą osobę, ściągnąć do siebie najlepsze towarzystwo, i tak znakomicie się wykręcać! Jestem z respektem dla niéj. Nawet w ostatniéj chwili nie dała się schwytać! Zręczna z niéj bestyjka.
Zbliżyli się do wnijścia restauracyi, gdy nadszedł Sanermann, witając z wielką uprzejmością. Szczególniéj pana Bolesława za obie ręce ściskał i trząsł niemi uradowany niezmiernie ze znajomości.
— Słyszeli panowie o téj mniemanéj hrabinie Laurze? — rzekł wchodząc do już zamówionéj ciupki Sanermann.
— Mało co? i to cośmy słyszeli wygląda na bałamuctwo — rzekł Boleś.
— No, to ja panom powiem z najlepszego źródła — odezwał się Sanermann, sadzając gości. Ta hrabina to ma być metressa jakiegoś bardzo bogatego księcia francuzkiego, która mu znaczne kapitały zabrawszy, uszła bez śladu. Mówią o milionie czy więcéj franków... Słyszałem téż, że w pierwszéj młodości była praczką gdzieś u nas, że ją ktoś wywiózł do Paryża, i że tam tak się znakomicie wykształciła.
Maciórek chrząknął, Bolesław czuł się w obowiązku dorzucić słowo.
— Być może — rzekł nieśmiało — iż do tego kapitału miała jakie prawo...
— A dla czegoż się tak ulotniła? — rozśmiał się Sanermann.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/284
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 72 —