Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   49   —

— Ale ba! — rzekł profesor — otóż ci zwiastuję tę nowinę, że wczoraj na waszym sławnym obiedzie Kubcio asystował jako ober-kelner.
Bolesław się zerwał z fotelu.
— Kłamstwo! — krzyknął — samozwaństwo! Jak to może być!
— A dla czegożby nie mogło to być! — spytał profesor.
— Jakto? ten, ten wyelegantowany błazen jakiś, co mi się tak przypatrywał? Jakże? Monsieur Jacques?
— Tak jest.
— A niechże to jasne pioruny zatrzasną! — krzyknął, ręce łamiąc, Bolek — ta szelma mnie zgubić może...
— E! nie — rzekł Maciórek łagodnie — on téj intencyi nie ma; alem cię przyszedł uprzedzić, abyś go przyjął jak brata — bo rozgniewawszy go, podrażniwszy!
Gospodarz nie słuchając przestróg chodził po pokoju zrozpaczony.
— Ober-kelner! To ironia losu! to, to się tylko mnie trafić mogło — zawołał — ober-kelner!!
Maciórek nosa poczynał ucierać, dając mu czas wysapania się.
— Profesor go widział? gdzie? — zapytał z gniewem Bolesław.
— Tylko co wyszedłeś z kawiarni, gdy nadszedł tam. Musiałem mu dać twój adres, nie było sposobu, trzeba uniknąć awantury...