Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   31   —

— Mówił mi Samuel — dodał chłodno Bolek, że — wuja nie prosił abyś się nie nudził i wyraźnie mi wspominał, iż osobno chce go wziąć na obiadek poufały...
— Tak, tak, poufały! znam te obiadki — rozśmiał się złośliwie Maciórek — rosół z makaronem, sztukamięsa biała z chrzanem, potrawka z wczorajszych kurcząt z białym sosem, groszek zielony z marchewką i pieczyste z pieca przyskwarzone. Butelczyna kwaśnego węgrzyna i pół porteru! Znam! znam!
Splunął z pogardą, nie potrzebuję obiadów jego, tego bankruta.
Rozśmiał się Bolek.
— Zkądże bankruta? — zapytał.
— Spuść się na mnie — bankrut, łajdak, oszust, nikczemny człek — w kompromitujący sposób rozpalając się zawołał Maciórek.
Wybuch ten jednak niewczesny, za gwałtowny, natychmiast pohamował, zmiarkowawszy iż jego powadze i charakterowi nie przystał. Napił się wody, usta zaciął, włosy poprawił — zamilkł.
Uczyniło to wrażenie pewne na panu Bolesławie. Usiadł naprzeciw wuja.
— Z waćpanem — odezwał się Maciórek — mam wiele do pomówienia, ten człowiek wprost cię chce exploatować — ja tego nie dopuszczę.
— Jestem zaangażowany — począł Bolesław — to trudno.
— Zobaczysz, że to się okaże i łatwém i korzystném — rzekł zniżając głos profesor. — Pojutrze,