Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   27   —

ścią wypłacają się ci, których obsypujemy dobrodziejstwami.
— Proszęż pana, ten obiad. Cóż? ja dawny profesor gimnazyum, dymisyonowany w stopniu majora, niegodzien byłem zasiąść u stołu z jakiemiś tam.
— Faktorami giełdowemi i ex-piwowarem — dorzucił Sanermann. — Tak, to jest uchybienie, to krzywda krwawa, nieprzebaczona. Ja na pańskiém miejscu pomściłbym się, odbierając mu tego hrabiego.
— Tak, nie będzie to łatwo — rzekł Maciórek. — Trzeba by mu coś dać w perspektywie.
— Słuchaj że profesorze — krzyknął, chwytając go za rękę silnie garbus — ja mam na sercu zemstę. Ja uczynię wszystko co mogę, aby temu oszustowi nogę podstawić, o co idzie? Widziałem zdala tego hrabiego, śliczny panicz, jak lalka.
— Chłopak, choć malować — dodał Maciórek.
— Ja mu dam pannę ładną i bogatą, z wysoką protekcyą.
— Jakże ty mu ją dasz?
Na to zapytanie Sanermann nie odpowiedział prędko, ścisnął rękę profesora palcami długiemi i kościstemi.
— Ja z panem będę mówił otwarcie — rzekł krztusząc się. — Panna wychowana ślicznie, ładna jak anioł, młoda, ale miała w życiu, jakby to powiedziéć — nieprzyjemności. Pan jesteś bez przesądów? — dodał Sanermann.