Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   192   —

ścić i zakryć urocze zjawisko, gdy zwróciwszy się raz jeszcze, wdowa dodała.
— Na miłość Bożą, wychodź że pan ostrożnie!!
Bolesław, nie czując się już w obowiązku pożegnania panny Giertrudy, bo wiedział, że ta go cierpiéć nie mogła, wysunął się do sieni, obejrzał bacznie, na palcach przeszedł ciemne wschodki, zmierzył wzrokiem wprzódy dziedziniec, nim się z sieni wyjść odważył — i z wielkiemi ostrożnościami zmierzał ku bramie. Puszczał wzrok aż na ulicę, ubezpieczając się, że widzianym nie będzie. Lecz, trafiają się nieprzewidziane wypadki! w chwili gdy już miał wchodzić do bramy, dostrzegł od ulicy panią Dziembinę, którą Serafin pod rękę prowadził — cofnął się natychmiast, nie będąc, jak mu się zdawało, postrzeżonym. W istocie Serafin zajęty kuzynką, z którą żywą prowadził rozmowę, nie widział go, ale radczyni, któréj oczy nigdy nie próżnowały, zobaczyła znajomą twarz, co się z za muru wychyliła i znikła. Była najpewniejszą, że Bolka widziała, rumieniec wystąpił na jéj twarz, dziwna myśl przebiegła po głowie — nie dała po sobie poznać, iż uczyniła tak ważne odkrycie — i weszła na wschody, zachowując krew zimną, choć wszystko w niéj kipiało.
Powtarzała sobie po cichu. Co on tu robić może? Miałażby Laura? ale nie — to niepodobieństwo...
Weszli z panem Serafinem na górę, tu, zwróciwszy się ku niemu, nim pociagnęła za dzwonek, pani Dziembina szepnęła towarzyszowi.