Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   127   —

Wyjść chciała sługa i nie puszczono jéj znowu.
Pomimo gderliwości swéj i gniewów, służąca widocznie miękła. Szło o napisanie liściku, którego pani pisać sama czy nie mogła czy nie chciała, dość że pomoc sługi była tu nieodzownie potrzebną. Błaganie, poparte całusami trwało długo, wreście znużona niém sługa usiadła...
Zwieszona nad jéj krzesełkiem Laura po cichu dyktować jéj zaczęła. Tu znowu wszczęły się spory — sługa nie chciała pisać tak jak jéj proszono, pani nie pozwalała odmienić słowa. Giertruda pisała po kobiecemu wprawdzie, ale wcale nie brzydko i wprawnie... Gdy list był skończony, wstała od stolika prawie gniewna.
— Niechże sobie będzie co chce — rzekła surowo — ja tylko pani powiadam, jeżeli tu co znów się ma zawiązać, ja panią pożegnam. Dosyć mam tego, świadkiem być nie chcę. Dobrze nam tu było, ba! aż nadto. I korciało biedy szukać, wola wasza! Już mnie nic do tego!
Skończyło się na serdecznym uścisku i szeptach. Gertruda wyszła mrucząc. Wesoła i ożywiona, rozmarzona rzuciła się do łóżka pani Laura.
List gotowy zapieczętowany fantazyjnym jakimś wyciskiem położyła przy sobie na stoliczku; nie chciała wysłania go powierzyć nikomu.
Nazajutrz prześlicznym rankiem, pani o zwykłéj godzinie, wybrała się do kościoła. W przedpokoju stał już z poduszeczką lokaj, który miał jéj towarzyszyć, zwróciła się ku niemu z powagą i odezwała.