Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   113   —

— Moja droga Lauro — odezwała się po pierwszych o zdrowie zapytaniach Dziembina, głosem pełnym wzruszenia i oznajmującym niepokój, z jakim tu przybyła — droga Lauro! przybywam dziś do ciebie, jak nigdy, miotana niepewnością, rozogniona tą myślą aby dla ciebie, anielska istoto, szczęście, jakiego jesteś godną zapewnić! A! tak bym pragnęła, abyś wyszła z tego osamotnienia, abyś znalazła kogoś, co by ci na kolanach służył! wielbił — kochał.
Anielska istota mówiła mało, cedząco, pieszczenie, oszczędną była i ostrożną w słowach. Naprzód więc odegrała ślicznie swe zwykle podziwienie! Była cudnie piękną gdy wyprostowując się, główkę podnosząc, oczy robiąc wielkie, udawała to zdumienie milczące...
Za często nawet się to powtarzało. Hrabianka Anna mówiła o niéj — elle a un tic etonné!
— A — ma bonne Lucie — odparła powoli — ja już szczęścia nie pragnę, ja już kochać nie mogę, chcę przyjaźni, chcę podpory i opieki, chcę ciszy i spokoju, aby się pogoiły rany!
— Droga moja! twoje serce da to tylko co dać może, ale nie zabronisz się wielbić i kochać, bo tym uczuciom nie oprze się nikt, ktokolwiek się zbliży do ciebie — odparła słodko Dziembina, i dodała poufnie. — J’ai votre affaire.
Znowu tedy nastąpiło to zdumienie śliczne, ale w wyższym stopniu jeszcze; dochodziło niemal do przestrachu, pani Laura dłonią powiodła po czole, jakby czuła jakieś uderzenie do głowy.