Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   102   —

cicha, nie lubiąca świata, estra dystyngowana, ale zagadkowa.
— Bogata! podchwycił Serafin.
Profesor odgryzał nogę rakowi.
— Hm, — rzekł — wszystkie symptomata bogactwa ma, to rzecz niewątpliwa. Miewają je wprawdzie i ci co bogatemi się chcą wydawać choć nie są — ale u nich one bywają efemeryczne, gdy hr. Laura od lat kilku tu żyje na stopie! ba! ba! Ale to rak! — dodał podnosząe jednego do góry Maciórek — to rak!
— Zatém i bogata — dodał Serafin. — Ale, panie profesorze kochany, jakże tu mnie, ot takiemu sympliciuszowi, wieśniakowi sobie, prostakowi przystąpić do takiéj nimfy...
— Nimfy lubią ludzi niedelikatnych! — rzekł profesor. — Reguła ogólna, sprzeczności się pociągają, podobieństwa się odpychają!
Serafin porwał za butelkę szampana i nalał w kieliszki.
— Zatém vivat wygłoszony przez profesora aksiomat!
Bolek wstał z kieliszkiem; całe wesele, jakie był wyniósł z domu radzcy uleciało — odbierano mu jego marzenie.
Siedział chmurny jak noc, i gdy Serafin z Maciórkiem baraszkowali zajadając, on rozmyślał, co miał począć.
Aksiomat profesora wydawał mu się sofizmatem, gorszém daleko było, że pani Dziembina mogła