Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   93   —

— Nie mówmy! — wtrącił Serafin — to lepiéj.
Nie uważał grający tak starannie rolę swoją Tęczyński, że na Emmie pożądanego nie czynił wrażenia. Litowała się nad jego losem, lecz nie obudzało to w niéj sympatyi.
Bolek, który tylko co był przerwał o tém rozmowę, sam wnet zapominając się wtrącił.
— Szczególniéj każda wiosna i bzy rozkwitłe — budzą we mnie aż śmieszną żałość — słuchając słowika oczy mam łez pełne. Mój pokoik w skrzydle pałacu wychodził na ogród.
Słowiki widocznie występowały dla pałacu, panna Emma popatrzała na roztkliwionego, potém w okno, nareszcie na Serafina, który nie mogąc się roztkliwić, piórkiem w zębach przebierał.
Jak chmura gradowa wbiegła na to pani radczyni, córka spostrzegła zaraz, że z ojcem w gabinecie musiała zajść jakaś małżeńska kwestya.
— Siadajcie państwo! — zawołała — proszę siadać... Mąż mój zaraz nadejdzie.
Bolek, zawsze rozważny, wybrał sobie miejsce naprzeciw panny Emmy, która wcale nań nie zważała.
Nadszedł téż i pan radzca nadąsany, poważny, wolnym krokiem.
— Zapomniałem ci powiedziéć moja duszko — odezwał się — żem i doktora Bazylego, spotkawszy w ulicy, zmusił, aby do nas zaszedł na gospodarski obiadek.
— Trzy osoby niespodziewane! — rozśmiał się Serafin — czy nie będzie za wiele. My byśmy z pa-