Strona:PL Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego (Piotr Chmielowski).djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczęścia przeszłe — znikły jak w sali sztuk magicznych; jaśniejemy radością, kochamy ludzkość, zapalamy się niekiedy do czynów wielkich, chcielibyśmy się poświęcić, dać ukrzyżować i to bez żadnéj nagrody, bez pochwały nawet — zastrzegamy sobie tylko, żeby nas wspominano... Ach! bo nadzieja wspomnienia stanowi ogień ożywczy naszego zapału!
Chodziliśmy po takiéj krainie wraz z naszymi poetami. Zasiana ona była już to kwiatami naszéj prostéj przyrody, już téż egzotycznemi roślinami krajów, w których gorące słońce do ruchliwszego i bujniejszego życia pobudza. W takiém otoczeniu na rozkaz naszych przewodników zjawiały się przed nami wypieszczone ich ideały. Przypatrywaliśmy się ich twarzom, staraliśmy się zajrzeć w głąb' ich duszy, śledząc w poruszeniach, giestach i mowie znaków wewnętrznego nastroju i usposobienia.
Po większéj części dostrzegaliśmy w nich smutek głęboki rozpacz krwawą, poświęcenie bezsilne. Niekiedy wprawdzie przedstawiła się nam młodziutka twarzyczka uśmiechnięta radośnie, bezwiednie, jak kwiatek, do któ rego przyrównać ją było można; niekiedy energią słowa i czynu dała nam poznać duszę głęboką i silną, dobrze uposażoną na życie. To była chwila tylko — jakby dla podtrzymania w nas nadziei, słabnącéj na widok postaci omroczonych smutkiem, chodzących w żałobie. Boleść, rozczarowanie, nieszczęścia, ofiary, od których wyprosić się niepodobna — oto są najgłówniejsze rysy duchowéj istoty tych kobiet, które poeci przed oczy nasze przyprowadzili. Wśród pięknéj, zawsze jednakowéj przyrody usposobienia ponure, mroczne, łzami zalane zdziwiły nas. Pytaliśmy się naszych poetów, czy-to tak zawsze