Znowu miesiąc upłynął, a jam do ciebie nie pisała. Nic nie wiesz, że od dwóch tygodni jesteśmy u siebie na wsi. Tak my dzieci osłabione byłyśmy po tej odrze, ja szczególniej, że się doktorowie suchót obawiać zaczęli, i kazali wyjechać ze mną na świeże powietrze. Mama natychmiast przywiozła nas tutaj; z samych doktorów namowy, zaprzestałam wszelkich lekarstw, chodzę tylko wiele; rano wstaję, piję mleko, znacznie do sił przychodzę, już nawet tyć zaczynam. Bardzo nam tu wesoło, chociaż na wsi, bo czas śliczny, i gości mnóstwo. Wiesz że nasza wieś niebardzo od Warszawy daleko, zjeżdżają się więc codziennie; i nawet ci Ichmoście przed którymi Ojciec radby uciec, tu do niego trafiają; ale mało co w domu siedzi. Nie wiem jak się to stało, żem do ciebie przez te dwa tygodnie nie pisała, bo na okazyach do Warszawy nie zbywa; codzień marszałek wysyła furę po kuchenne potrzeby, po pietruszki, szparagi, sałaty i t. p. rzeczy, bo tu nic niema. Ogrodnik Francuz nie dba o te drobiazgi. Ale za to bardzo ładnie: ogród angielski niezmiernie się rozkrzewił; nie poznałabyś klombów, takie gęste; teraz prawdziwy gaik w tem miejscu gdzie nasza kanapka prawie jeszcze cała i litery na drzewach znać dobrze. Szkoda tylko, że kanały które Ojciec kopać kazał, zarosły, a wiatr altankę chińską wywrócił, i ten most napowietrzny zerwał. Tu jakieś okropne muszą bywać wiatry, bo i stodoły, i obory, i chałupy się walą.
Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/075
Wygląd