Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I przypomniała mu się cała jego dola od kolebki prawie. On tu, na tem polu, gęsi pasał, za bydłem chodził; tu sochę ciężką dźwigał, za broną biegał; tu żął, kosił, grabił. Ile kropli jego potu w te zagony wsiąknęło!
W tej wiosczynie urodził się, ożenił, dzieci doczekał. Był pewny, że tu oczy zamknie i że go na cmentarzu w Zimnej Woli do spoczynku wiecznego ułożą: a teraz mają go wyrzucić z chałupy, z gospodarstwa... Za co? Dla czego? Przecież się Chasklowi tyle nie należy, bo wszystko ma trzy razy oddane, odsłużone, a jednak może mu całe mienie zabrać. Wasążek powiedział: „Czemuś podpisywał? Cierp teraz, kiedyś głupi!“
Za każdy grzech jest kara, ale za ten chyba zaciężka. Ginie człowiek, jako mucha, a ratunku znikąd... znikąd...
Ze dwie godziny przesiedział na kamieniu, potem wstał i chwiejnym krokiem ku domowi się powlókł.
Dziwna rzecz, jak go dzisiejszy dzień zmordował. Nie robił więcej, niż zwykle, a doznaje takiego bólu, jak gdyby mu kto grzbiet kijem wyłomotał. Nogi drżą pod nim, a głowa ociężała, zda się, że ją wielki kamień przywalił.
Kiedy Rokita do domu powrócił, była już blisko północ. Nie wchodził do izby, tylko wprost do stodoły poszedł, rzucił się na słomę i zasnąć próbował.
Sen nie przychodził jednak; dopiero przed samym świtem przyniósł upragniony spoczynek.