Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

raz wpuszczą do łaźni — po co mamy tu stać?
Senderił zaczął mówić, jąkając się:
— Jakże, panie? tyje żydki uże dali za.. za... — nie mógł wymówić za co, wyraz bilet, w szczególny sposób uwiązł mu w gardle i nie mógł się ztamtąd wydobyć.
Niecierpliwy z natury, Beniamin nie mógł wytrzymać, wtrącił się do rozmowy:
— Za bilet, panie, sztajcz... żydki panie, łehawdił (nieprzymierzając) zapłacił... — rzekł w swoim własnym języku, dobitnie i jasno.
Ów pan popatrzył przez chwilę na naszych sławnych podróżników, potem skinął ręką i weszło kilku ludzi, którzy zaprowadzili ich do drugiego pokoju.
Żydzi dotrzymali słowa. Biedny Beniamin! biedny Senderił! jeszcze w życiu swojem nie widzieli takiej łaźni i nie przechodzili takich potów śmiertelnych! Posadzono ich na bębnie... zgrzytnęły nożyce, brzytwa ślizgała się po ich namydlonych fizyonomiach...
Bródki i pejsy przepadły!...
Nie bez kozery, dziadek Senderiła, reb Senderił (niech odpoczywa w pokoju) uka-