Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.5.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— No to ig hań wynieśmy — pada Bieńkowski.
— Nawet im bedzie weseléj, bo bedom wroz.
Wynieśli tyk Świentyk i postawili pod daskem, coby na nig nie lało.
— No i jako béło?
— Jako béło? Sprawiedliwie Świeńci dzielili: zakiel Kuba i Wawrzek pomarli, kozdemu do równości po półtora morga gróntu urwało.
— No wicie! Co świenty rozum, to świenty!
— Zyjdyć to! Nie biadkał juz zoden, ba se przikwolali, jako im ten pustelnik dobrze poradziéł. Dziś ta jakiesi tamy bijom, cosi kajsi, wode ucom, coby wiedziała jako ma iść, a drzewiéj to se hłop wiedział i ze Świentemi sam poradzić i Pon Bóg go nie opuściéł.
— Nie opuściéł...