Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzeke — padał i swagier... Zje dyć kiebyk przecie haw babe miał, nie umiérałoby sie mi jako psu. Pusto koło mnie, jako koło sałasa w zimie. Eć!
I tak sie mu luto samego siebie stało, aż mu płacki w oczach postajały.
W izbie tak cicho, jak w grobie. I ciemno. Wieczór nadchodził, a zapalić kaganka niemiał kto.
Wszystko się stało dziwne.
Ława, dwa stołki, co je Wojtek miał, stół, piec: wszystko się rozmgławiło i jakby ruchome stało.
— Lazom na izbe, cy jako? — myślał Wojtek.
Okna się w ścianach poczęły chwiać, krzywić, pochylać to na prawo, to na lewo, to w dół, to w górę. A za oknami ćma, mrakota, także falująca, niby woda w głębi ruchoma.