Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i patrzy. A nie przeszkadzał mu nikt, bo chałupa na boku stała, za wsią, w górze przy laskach. Nieraz i miesiąc zeszedł, a nikt się koło niej nie przewinął, bo po co? Pustelnia to była. Mogłeś cejco robić.
Ale Wojtek o to mało dbał, a jak mu się między ludzi chciało, to do wsi zleciał. Jego ta nogi niebolały. A patrzał se kielo fciał.
I stroiło mu się to w rozmaite barwy w oczach. Z dnia na dzień liście inaczej świeciły.
Zrazu się ich chwytała ordzew, rdzewiały, jak żelazo, potem się stawały burakowe, wiśniowe, złociste, potem płowiały, zglewiałe od mrozów.
A wokoło nich stał smrekowy las, wiecznie ciemno-zielony, dopóki go śnieg nie obielił.
Jeżeli cudnie wyglądała jasna zieleń buków i skoruszy wpośród smreków