Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

milsze. Wychodził ztamtąd umazany borówkami, malinami, poziomkami, bruśnicami, co było, z liśćmi poprzyleganemi do twarzy, polepionemi do włosów. Pedziałbyś leśno stwora, nie cłek! A tam w lesie pomagał on mrówkom patyki do mrowiska znosić, muchy wyplątywał z sieci pajęczych, tonące w Toporowych Stawkach i w bagnach chrząszcze ratował, cały dzień miał co robić. Ludzie tego na szczęście nie widzieli, boby go czysto za waryata byli mieli, a tak mówili tylko, co je jest nie cołke głupi, jino przigłupi, ale rozum ma. Wójtem go nie obieremé — śmiali się chłopi — zreśtom je hłop, jak sie patrzy.
Ale odkąd się Murzański losem sarn po reglach zajął, rano po ranu to ten, to ów gazda ślady stóp koło szopy spostrzegał — coś wyraźnie właziło tam i wyłaziło — i niemógł zrozumieć,