Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.3.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stać, bo kieby béł sytkim do równości dał, toby tys ta nik nic u drugiego nie sukał. Wilk ji sarne, sarna mek skubie, a strzelec wilka zastrzeli. To jest porządek Boski. A pote coby kowol zarobił, kieby zbójnika nie béło? On robi kraty i zamki. A muzyka? Komu by grał i od kogo by dudki wzion? A karcmorz? U jednego sie zrabuje, u drugiego sie przepije. A wiater halny, co drzewa łomie? Ruk na świecie musi być. Jakby wiatru, ani zbójników nie béło, toby sie świat zastał.
— O nie tak, mój Jasiu, nie tak! Nowobilski nie słuśnie gado. Pan Bóg sie gniwo i Matka Boska ś Nim. A jo cie prosem i zaklinom, na pamięć matki nasej niebozycki, na sytkie świentości, nie hodź ze zbójnikami, nie towarzis ś niemi. Rence ci całowała bede!
I schyliła się do rąk Jaśkowi, ale on ją odsunął lekko.
— Je ale coz cie tak dziś susy? — spytał.
— O, bok śnisko miała, strasecne śnisko, tyj nocy. Śniło sie mi, jeze sie twoja głowicka potocyła z wirchu wedle mnie do przepaści.
— Bojki!
— Nie bojki, Jasiu, nie bojki! Piekło pod tobom otwarte, dyaboł cie weźnie.