Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.3.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tego nie béł. Bo to sie z tysiąca trefi tele duse naroz nieść, do wojny go zaś nie komenderowali jesce nigda, bo to był janioł młody i jino mu ta po wsiak kazowali robić słuzbe, takom lekom.
I stały się z tych dusz zimowe panny.
Gdzie wiatr zimowy leciał, tam one z nim. Na zamarzłem morzu cło im sie straśnie za swojemi stronami, to się niesły w jesieni ku górom, zaś kiedy szło ku wiośnie, to znów wracały z wiatrem na morze, bo on im był za opiekuna i już się z nim rozstać nie chciały. I wiatr był rad i one były rade. Wiatr grał, a one tańcowały.
Tylko broń Boże, żeby je kto podpatrzeć, chciał. Zaraz się mściły.
Te tedy zimowe panny ujrzał Maciek Scyrbularzów przed sobą.
Było to w Pięciu Stawach Polskich, już pod zachód. Maciek się wydobył na groblę od Wielkiego Stawu z Roztoki koło Wielkiej Siklawy. Staw zamarznięty, a zimowe panny tańczą po nim kołem.
Zląkł się strasznie i cofnąć chciał, żeby go nie dostrzegły, bo wiedział, co mu grozi. Ale mu żal było, bo cud Boski było patrzeć! Lód, cieńki już, zazieleniał, poczerwieniał i pozłocił się od słońca, a one też czerwono, złoto i zielono się mieniły. Zapatrzył się.