Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czyś się zbiesił? — bies krzyknął. — Ornat?... Zastanów się, panie Macieju! nie jestem panną z magazynu, szyć nie umiem, a ścieg dyabelski na nic się nie przyda. Skarbonkę na zbieranie pieniędzy to jeszcze zrobię, ale ornat?... nie!
— No, no, to ty zrób skarbonkę, a już dziewuchy ornat uszyją — zgodził się Maciek.
— Wyjmij nóż! — jęknął dyabeł.
— Nie rychło!
— Co chcesz jeszcze?
— Widzisz, dyable, jakie tu piachy i piachy — rzekł Maciek, na pola wskazując. — Zmień to wszystko na grunta czarnoziemne, by jeno bujna pszenica rodziła, a dawała ziarn sto, a ludzie tak nie harowali, jak harują.
— Ach, panie Macieju, panie Macieju! — westchnął dyabeł, głową litościwie kiwając — i co ty dobrego chcesz zrobić?... Przecie na dobrych uczynkach świat stoi, a ty chcesz siebie i braci swoich skarbu tego pozbawić!... Przecie, gdy każdy dostatek w groszu mieć będzie, na niedostatku cnót świat ucierpi, ludzie odzwyczają się od dobrych uczynków, nikomu już miłosierdzia ukazać nie będzie można, miłość bliźniego dyabli wezmą. Zresztą ja tobie tylko służyć obiecałem. Chcesz czarnoziemu?... Dobrze!... Jutro pszenicą łan twój się zakołysze, zbieraj snopki, stawiaj kopki, zgarniaj grosze w kubły, w kosze i chowaj, chowaj, a jak czerwieńcami skrzynie malowane wypełnisz, podzielisz się nimi z braćmi swoimi, dobrodziejem się ich staniesz i zasłużysz na królestwo niebieskie, panie Macieju! na śliczne królestwo!
— Miła-ć to rzecz dać temu, kto potrzebuje — rzekł Maciek.
— Pozyskać miłość ludzką — wtrącił dyabeł.
— I błogosławieństwo Panjezusowe — dokończył Maciek.
— Wyjmij nóż — jęknął dyabeł — bo zełgać gotowym, tak cierpię!