Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zdawało mu się, że Szklana Góra w pył kryształowy rozsypała się przed nim.
Nad ranem tumult, gwar, wrzaski, krzyki i jęki wypełniły pustosz leśną. Zerwał się król z pościeli — dworzan wzywał, ale nikogo nie było, jeno Stach wpadł do namiotu królewskiego, a król go za zuchwałość zgromił i sponiewierał okrutnie, że, miasto spać, pieśni o Szklanej Górze śpiewa i jego królewską mość budzi. Stach chciał się tłómaczyć, ale rozsierdzony król precz mu iść kazał i sam już, nie czekając na nikogo, przed namiot skoczył, pewny będąc, że zdradzieckiego napadu dokonał król leśny.
Było tak i nie było...
Pan lasów i kniej rozgromił zastęp rycerski, który, to podejściem, to bojem wstępnym chciał opanować Szklaną Górę; Stu ich było - poległo pięćdziesięciu; z tych połowa powróciła strasznemi ranami okryta, ocalała tylko garstka znikoma, śpieszną ucieczką się ratując, lecz oniemiała ze strachu. Król chciał opuścić niewdzięczne lasy, ale jak mu w podróż daleką się udawać bez sług, rycerzy, obozowych ciurów nawet?... Pozostać więc musiał, dopókiby się z ran nie wygoili, a niemowom głos nie wrócił.
Pośród rycerzy tych, co dokazywali najwięcej, był jeden, Gromobojem zwany, który na księżą oborę już patrzał. Głowę miał rozbitą, żebra połamane. jęczał cicho, oczekując śmierci niechybnej. Ale, gdy towarzysze wyprawy krwawej jeden przez drugiego zaczęli o rycerskich czynach swoich mówić, on podniósł ociężałą głowę, na dłoni ją wsparł i słuchał. Ten już do połowy Szklanej Góry był dotarł, ale koń, źle podkuty, ześliznął się i w przepaść zleciał; ów, gromem strącony, w dół runął; temu przejście zagrodziły smoki straszliwe o dziesięciu głowach; tamtego chmara much kąśliwych prosto w oczy uderzyła, że nie wiedział, na prawo czy na lewo ma biedz,