Strona:PL Kazimierz Gliński - Bajki (1912).djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Snadź słowa te podobały się żabie, bo wnet na kilka cali urosła i wyglądała, niby ropucha duża, ale Jaś brzydoty jej nie widział, bo każdy dobry uczynek — wypięknia.
Jasio polubił ją bardzo, niemniej i ona Jasia. Chodzili razem na jagody, do błękitnych motylków się skradali, jedli razem, spali razem. Zdawało się nieraz Jasiowi, gdy, przytulona do piersi jego, żabka usnęła, że ciepłe, ludzkie serce bije przy nim. Wtedy dawne, dawne, niemowlęce jeszcze wspomnienia nawiedzały duszyczkę Jasia: słyszał cichy szmer chwiejącej się kołyski, słodki śpiew matuli, ciche słowa, senne »luli«, kołysankę o dziadku siwym, piesku szczekającym i deszczyku majowym. I opowiadał Jaś żabie o złej macosze i o swej doli sierocej, stawek zaś, nad którym codziennie przesiadywali, przypomniał mu historyę utopienia się jego własnej mamusi, którą pamiętał dobrze i kochał bardzo, aż rozpłakało się niebożę łzami tak rzewnemi, że żabka nawet wytrzymać nie mogła i listkiem leszczynowym oczki sobie obcierać zaczęła. Smutek Jasia, litość żaby złączyły ich węzłem przyjaźni prawdziwej. Postanowili nie rozstawać się już z sobą i razem dolę i niedolę przenosić.
Jak tylko słońce zaszło, księżyc zaświecił, żabka Jasiowa skoczyła zaraz do stawu, na szerokim liściu lilii wodnej usiadła i »kum-u-kum« zaśpiewała. Wnet ozwała się żab cała kapela; na całej przestrzeni stawu: »kum-u-kum!« zabrzmiało, zadzwoniło sto strun jakiejś harfy czarodziejskiej, zatopionej w kryształach wodnych. Rozległo się łkanie, smutkiem, bólem i żalem jakimś przepełnione, że Jaś nadziwić się nie mógł tej muzyce artystek niewidzialnych.
— To ci jęk, to ci płacz, to ci zawodzenie! — powtarzał, zachwycony tą gędźbą wieczoru.
— Wiedz, mój kochanku, że jestem królową żab — odezwała się przyjaciółka Jaśkowa. — Mieszkam w kryształowym pałacu, śpiewam pięknie, uprzyjemniam ludziom wieczory księ-