Nic nie pomogły oscypki,
Osełki na nic się zdały,
Nie dostał nigdy probostwa
Wikary posiwiały.
Ale co jemu probostwo,
Martwił się tylko, że ludzie,
A jego bracia rodzeni,
W zbytnim się gubią trudzie.
Czytał gdzieś w jakiś książczynie
O jakimś sybarycie
I lubił swe sprawy załatwiać
Na polu, w owsie lub życie.
„Nie było też“, mawiał, „mędrca
Większego nad Epikura,
Bo tylko ten żyje długo,
Komu jest bliska natura.“
Krzyczał też nieraz z ambony,
Iż szerzy się chciwość prostacka,
Że ludzie mają moskala,
A chcą pszennego placka.
Sam też zwykł często mawiać,
Patrząc na krągły swój brzuszek,
Że niema godniejszej strawy
Od kilku rumianych jabłuszek:
„Jeno to owoc zbyt drogi,“
Tak ci się gorzko użala,
„Widać, że Pan Bóg niełaskaw
Na sady naszego Podhala.