Strona:PL Karol May - Winnetou w Afryce.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie pozwolił mi dojść do słowa, ujął za ramię i prosił, abym nie stroił żartów. Musiałem towarzyszyć mu do koszar, do pokoju oficerskiego, gdzie zostawił mnie, przepraszając, że musi załatwić służbowe sprawy, które go do koszar sprowadziły. Abym się nie nudził, przydzielił mi do towarzystwa starego podoficera imieniem Sallam.
— Niezwykła przygoda!
— Ale nastąpi jeszcze coś lepszego! Podoficer także twierdzi, że mnie zna i że jestem Kara ben Nemzi.
— Ale jego przynajmniej zdołał pan przekonać?
— Nie. Zresztą ani mi się śniło. Wpadłem na pomysł nader śmiały, ale który może mi przysporzyć wiele korzyści. Wszak wie pan, iż jestem kupcem skór i futer. Wie pan chyba również, że tuniscy Beduini wytwarzają w olbrzymich ilościach skórę i że wywozi się stąd wielkie ładunki marokinu i safjanu?
— Wiem o tem.
— Doskonale. Cóż więc, jeśli jako handlarz skór wykorzystam podobieństwo do tego Kara ben Nemzi?
— W jakiż-to sposób?
— W sposób najprostszy w świecie. Nie ulega wątpliwości, że przyjaźń z Krüger-bejem, jego polecenie, może ogromnie się przydać kupcowi. Krüger-bej bowiem jest prawą ręką baszy i zdoła wiele zrobić dla przyjaciela. Postanowiłem przeto nawiązać stosunki han-