Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   437   —

— Pida nie rozumie, co to są girlandy i ordery, wie jednak, że względem Old Shatterhanda musimy być inni, aniżeli względem ciebie, gdybyś był naszym jeńcem.
— Dobrze, dobrze! Pojmuję już, o co idzie. Ja mam także prawo do niego, nawet wielkie prawo, którego chciałem się właśnie wyrzec na waszą korzyść. Życie jego wam zamierzałem darować, ale teraz sądzę inaczej. On należy do mnie tak samo, jak do was, a chociaż obiecujecie, że będziecie tak się z nim obchodzić, jak ze „słynnym człowiekiem“, to ja postaram się o to, żeby mu nie było zbyt dobrze. Niech was oszuka i ucieknie. Ja będę nad tem czuwał, żeby dostał nagrodę za to, co mnie i wielu innym wyrządził. Skoro zabieracie go do wsi, to ja z wami jadę także.
— Tego nie mogę ci zabronić, ale powtarzam, co już powiedziałem. Jeśli się porwiesz na niego, poniesiesz śmierć z mojej ręki! A teraz naradzimy się nad tem, co dalej robić.
— Nie ma nad czem się naradzać, ja mogę wam to zaraz powiedzieć.
— Nie potrzebujemy twojego głosu; ty nie należysz do rady naszych starych mężów.
Młody wódz odwrócił się i poszedł do najstarszego ze swych wojowników, poczem usiadł z nim na uboczu, by się naradzić. Reszta zajęła miejsca dokoła mnie, rozmawiając z sobą tak cicho, że nic nie mogłem zrozumieć. Wszyscy cieszyli się bardzo i byli dumni z tego, że pojmali Old Shatterhanda, gdyż zamęczenie mnie na śmierć było dla nich wielkim zaszczytem i przynosiło im sławę, jakiej pozazdrościłoby im każde plemię.
Ja udawałem, że na nich wcale nie zważam, ale mimoto starałem się wybadać z ich twarzy, co o mnie myślą. Nie była to zawzięta i namiętna nieprzyjaźń. Wówczas, kiedy jeszcze nie miałem słynnego nazwiska i zraniłem ciężko ich wodza tak, że zeń zrobiłem kalekę, wściekłość ich na mnie była wprost bezlitosna. Od tego czasu lata upłynęły, a dawna zawziętość straciła na sile. Stałem się znanym i dowiodłem niejednokrotnie, że