Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   236   —

się zyskiem najmniejszym. Żądają zrazu bezczelnie dużo, ale każdy wie, że może się z nimi targować, że w końcu zgodzą się nawet na trzecią i czwartą część żądanej ceny. Ich wynagrodzenie dzienne jest także mniejsze od wynagrodzenia białych robotników, a mimo to jest ono jeszcze dziesięć razy większe od tego, które oni otrzymują w ojczyźnie, ponieważ zaś są nadzwyczaj skromni w wymaganiach i oszczędni, przeto jeszcze bardzo dobrze na tem wychodzą. Oni zagarnęli w swe ręce wszystkie małe rękodzieła, a zarówno pranie bielizny jakoteż obsługa domów i kuchni należy do ich żon i córek.
Ale nietylko Chińczycy są tu bardzo czynni. Wszyscy mieszkańcy miasta rozwijają wprost bajeczną ruchliwość, zapatrzeni w jeden cel: zarobić jak najwięcej i jak najprędzej. Każdy jest przekonany o tem, że czas to pieniądz, że kto zatrzymuje drugiego, przeszkadza samemu sobie, a ponieważ nikt nie pozwala siebie zatrzymywać, przeto odbywa się wszystko bez zastojów. Każdy stara się, jak tylko może, ustępować z drogi drugiemu, aby dla siebie mieć wolne przejście.
Tak jest po domach i na dziedzińcach, tak też na ulicach i placach publicznych. Blada, szczupła Amerykanka, dumna czarnooka Hiszpanka, jasnowłosa Niemka, elegancka Francuzka i kobiety różnokolorowe chodzą, drepcą i śpieszą tam i sam. Bogaty bankier we fraku, w cylindrze i w rękawiczkach niesie w jednej ręce szynkę, a w drugiej kosz z jarzynami, ranchero zarzuca na plecy kosz z rybami na znak, że obchodzi jakiś dzień uroczysty, oficer trzyma w ręku tłustego kapłona, kwaker niesie w odwiniętych połach długiego surduta kilka potężnych homarów, a to wszystko porusza się tam i napowrót obok siebie, nie przeszkadzając sobie bynajmniej.
Wjechaliśmy do metropolii kraju złota i nie zaczepieni przez nikogo przeszliśmy przez rojowisko ludzkie aż do Sutterstreet, gdzie niebawem znaleźliśmy hotel