i zakneblowany. Rzemieniami, którymi nas poprzedniego dnia związali, przymocowaliśmy go do drzewa, rosnącego w pobliżu. Po pokonaniu Santera mieliśmy go stąd zabrać. Następnie dosiadłszy znowu koni, pojechaliśmy pewną przestrzeń nie naszym tropem, lecz równolegle do niego, aż dostaliśmy się do wysuniętych naprzód zarośli, obok których po drugiej stronie prowadziły nasze poprzednie ślady. Tamtędy musiał Santer przejeżdżać. Wprowadziwszy konie w te zarośla, usiedliśmy, aby zaczekać na tych, którzy na nas zamierzali napaść.
Spodziewaliśmy się ich z zachodu. Ku tej właśnie stronie ciągnęła się mała otwarta prerya, dzięki czemu mogliśmy zobaczyć Santera, zanim dojechałby do naszej zasadzki. Obliczyliśmy sobie, że musiał być już niedaleko za nami. Pozostawało jeszcze półtorej godziny dnia,
Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/269
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 489 —