Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   381   —

— To możliwe istotnie; zastrzeliłem więc dwa liście!
Zaśmiał się swoim sposobem, Winnetou jednak nie zapatrywał się na tą sprawę ze strony żartobliwej, lecz rzekł poważnie:
— Mój brat popełnił w każdym razie błąd, którego się na przyszłość powinien wystrzegać.
— Ja? Błąd? Jakim sposobem?
— Należało nie strzelać.
— Nie? Toby ładnie było! Gdy szpieg siedzi w zaroślach, to mam prawo posłać mu kulę, jeśli się nie mylę.
— Czy można wiedzieć z góry, że wywiadowca przychodzi ze złymi zamiarami? Może skrada się po to, żeby zobaczyć, kim jesteśmy, może wyszedłby i powitał nas potem.
— To prawda zaiste — przyznał Sam.
— Ten wystrzał jest dla nas niebezpieczny — mówił Winnetou dalej. — Albo Sam się pomylił i nie widział oczu, a w takim razie huk był zbyteczny i może dopiero sprowadzić nieprzyjaciół, jeśli znajdują się w pobliżu, albo był to istotnie człowiek, którego oczy Sam spostrzegł, a w tym wypadku również lepiej było nie strzelać, gdyż było do przewidzenia, że kula nie trafi.
— Oho! Sam Hawkens jest pewny swej kuli! Chciałbym zobaczyć tego, ktoby mi udowodnił, że spudłowałem!
— Ja także umiem strzelać, a chybiłbym prawdopodobnie. Taki szpieg spostrzegłby niewątpliwie, że w niego mierzą, i poruszyłby głową, by ją usunąć z przed wylotu lufy. Kula nie trafia następnie, a człowiek ów znika w ciemnościach.
— Tak, tak, lecz co uczyniłby mój czerwony brat na mojem miejscu?
— Albo złożyłbym się do strzału, trzymając strzelbę na kolanie, albo odszedłbym stąd pocichu, aby szpiega zajść z tyłu.
Dać strzał ze strzelby, trzymanej przy kolanie, t. zw. strzał z kolana jest nadzwyczaj trudno. Nie udaje on