Strona:PL Karol May - Winnetou 02.djvu/056

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   306   —

— O tak, ale niech się z nim krótko załatwią! To przecież człowiek!
— Człowiek, mordujący drugiego, który mu nic a nic złego nie zrobił, to już nie człowiek. Był pijany, jak bydlę.
— To okoliczność łagodząca. Nie wiedział już, co czyni.
— Nie dajcie się wyśmiać! Tak, tam u was w starym kraju zasiadają panowie prawnicy i każdemu, komu się spodoba popełnić zbrodnię w stanie opilstwa, liczą wódkę jako okoliczność łagodzącą. Zaostrzyć powinni karę, sir, zaostrzyć! Kto się tak bezmyślnie upije, że rzuca się na bliźniego, jak dzikie zwierzę, tego należałoby ukarać podwójnie. Nie mam ani odrobiny współczucia dla tego Rattlera. Pomyślcie tylko, jak on się z wami obchodził!
— Myślę o tem, ale ja jestem chrześcijanin, a nie Indyanin. Spróbuję, może uzyskam dla niego śmierć szybką.
— Dajcie temu spokój, sir! Najpierw on na to nie zasługuje, a powtóre wszelkie wasze wysiłki będą daremne. Kleki-petra był nauczycielem, duchownym ojcem plemienia, a śmierć jego jest niepowetowaną stratą dla Apaczów, morderstwo zaś zostało popełnione bez żadnego powodu. Dlatego nie uda się skłonić czerwonych do pobłażliwości.
— A ja jednak spróbuję!
— Ale daremnie!
— W takim razie wpakuję Rattlerowi kulę w serce.
— Aby zakończyć jego męczarnie? Nie czyńcie tego na miłość boską! Usposobilibyście wrogo dla siebie całe plemię, które ma prawo oznaczania rodzaju kary, a jeśli pozbawicie je tego prawa, to natychmiast będzie już po naszej młodej przyjaźni. A więc idziecie?
— Tak.
— Pięknie; ale nie róbcie głupstw! Zawołam Dicka i Willa.
Zniknął w mieszkaniu i ukazał się wkrótce z oby-