Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   216   —

Mimo to nie zginą te psy Apacze na palach. Przyrzekam ci nawet, że wcale ich nie zabijemy, jeśli zgodzisz się walczyć o nich na śmierć i życie.
— Z kim?
— Z jednym z moich wojowników, wyznaczonym przezemnie.
— Jaką bronią?
— Tylko nożem. Jeśli on ciebie przebije, to zginą także Apacze, jeśli ty jego, będą żyli.
— I odzyskają wolność?
— Tak.
Przypuszczałem, że ma w tem jakąś myśl ukrytą. Uważał mnie prawdopodobnie za najniebezpieczniejszego wśród białych i chciał mnie uczynić nieszkodliwym, należało bowiem być pewnym, że wybór jego padnie na mistrza w walce na noże. Mimoto odrzekłem, nie namyślając się długo:
— Zgadzam się. Omówimy warunki i zapalimy fajkę pokoju, oraz fajkę przysięgi, a potem walka będzie mogła się zacząć.
— Co poczynacie, sir? — zawołał Sam Hawkens. — Ja nie pozwolę na to, żebyście popełnili to głupstwo i przystali na walkę!
— To nie jest głupstwo, kochany Samie!
— Głupstwo, jakie tylko być może. W słusznej i rzetelnej walce szanse muszą być równe, ale tu tak nie jest.
— Właśnie, że tak jest!
— Ja sądzę inaczej. Czy walczyliście już z kim nożem na życie i śmierć?
— Nie.
— A więc macie! Dostaniecie oczywiście na przeciwnika mistrza w tej walce. A rozważcie też różne skutki zwycięstwa! Gdy was przebiją, zginą także Apacze, a jeśli wy przebijecie Keioweha, kto wówczas da głowę? Nikt!
— Ale Apacze zostaną przy życiu w wolności.
— Czy wierzycie w to istotnie?