Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   200   —

— Myślicie, że ich tak łatwo odciąć jak gałąź od drzewa. Czy nie widzicie przy nich strażnika?
— O, widzę dobrze.
— On tak samo robi jak wy: ostrzeliwa ich spojrzeniami. Uwolnić ich pomimo jego czujności to rzecz, do której nie dorośliście jeszcze. Nie wiem, czy nawet mnie się uda. Spojrzyjcie tam tylko, sir! Już zakraść się tam byłoby arcydziełem, a gdy się tam szczęśliwie dostanie, to... good lack! A to co?
Zwócił oczy ku Apaczom i utknął w mowie, gdyż w tej chwili właśnie zniknęli. Udałem, że tego nie widzę i zapytałem:
— Co się dzieje? Czemu dalej nie mówicie?
— Czemu? Bo... bo... Czy to prawda, czy ja się mylę?
Przetarł sobie oczy i mówił dalej;
— Tak. Na Boga, to prawda! Dicku, Willu, popatrzcie tam; czy widzicie jeszcze Winnetou i Inczu-czunę?
Zapytani spojrzeli w tę stronę i chcieli właśnie dać wyraz swemu zdumieniu, kiedy dozorca, który w tej chwili dostrzegł także brak powierzonych jego opiece osób, zerwał się, wygapił się na oba opuszczone drzewa i wybuchnął głośnym, przejmującym okrzykiem, budząc nim wszystkich. Gdy im opowiedział, co się stało, powstał zgiełk nieopisany.
Wszystko pędziło do drzew, nawet biali. Ja popospieszyłem za nimi, udając, że nie wiem o niczem, a równocześnie wysypałem z kieszeni piasek na ziemię.
Szkoda, że zdołałem uwolnić tylko Winnetou i Inczu-czunę! Jakże chętnie byłbym wszystkim dopomógł do odzyskania wolności, ale sama próba, podjęta w tym celu, graniczyła z szaleństwem.
Więcej niż dwustu ludzi cisnęło się dokoła miejsc, gdzie stali obaj jeńcy przed chwilą. Panował przytem wrzask i wycie tak wściekłe, że łatwo się było domyślić, coby mnie było spotkało, gdyby prawda wyszła była na