Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   128   —

— Do... wszystkich dyabłów! Ten młokos... ten greenhorn... mnie... hm, hm, hm!
— Dobranoc, Samie Hawkens, śpijcie dobrze! — powtórzyłem i odwróciłem się.
Na to huknął on na mnie:
— Tak, śpijcie, wisielcze! Lepiej będzie, niż gdybyście czuwali, bo dopóki wy macie oczy otwarte, nikt uczciwy nie jest pewny, czy nie wodzicie go za nos. Znajomość nasza skończona, stosunek ze mną zerwany! Przejrzałem was teraz na wylot. Jesteście filut, przed którym trzeba się dobrze strzec!
Mówił to w bardzo wielkim gniewie. Z jego słów i tonu, w jakim się odzywał, można było odnieść wrażenie, że między nami istotnie już wszystko skończone. Tymczasem, może po upływie pół minuty dodał łagodnym i przyjaznym już znowu głosem:
— Dobranoc, sir; śpijcie prędko, żebyście byli silni, gdy was obudzę!
Stary Sam Hawkens, był przecież miłym, dobrym i uczciwym człowiekiem!
Spałem istotnie twardo, dopóki mnie nie obudził. Parker i Stone powstawali już także, a reszta, nie wyjmując Rattlera, pogrążona była jeszcze we śnie. Zjadłszy po kawałku mięsa, napiliśmy się wody, a po napojeniu koni odjechaliśmy. Sam Hawkens udzielił towarzyszom wskazówek, jak się mają zachować w razie niebezpieczeństwa. Słońce jeszcze było nie zeszło, kiedy rozpoczęliśmy jazdę, która łatwo mogła się dla nas stać niebezpieczną. Były to moje pierwsze, moje najpierwsze zwiady! Ogarnęła mię ciekawość, jak się one skończą. Ileż to takich jazd przedsięwziąłem później jeszcze!
Obraliśmy kierunek, w którym odjechali byli obydwaj Apacze, tj. doliną w dół i poza zakręt lesisty. Ślady widniały jeszcze na trawie; nawet ja, greenhorn, je zauważyłem. Wiodły one na północ, a tymczasem Apaczów powinniśmy byli zobaczyć na południu. Za zakrętem doliny ukazała się przed nami w lesie, wznoszącym się lekko, łysina, spowodowana prawdopodobnie