Strona:PL Karol May - Ocalone miljony.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tyle pieniędzy! Może to skusić nawet Indjan!
Uderzył ręką o torbę skórzaną, która wisiała na nim, — była to ta sama torba, z której wyjąłem pugilares, — i rzekł radosnym głosem:
— Tu tkwią miljony! Oczywiście, nie domyśla się tego żaden Mogollon. Pozwoliłem nawet niektórym zajrzeć do wnętrza i obejrzeć parę gratów, które nie mogą im się przydać. No więc, idę i będę zpowrotem za jakie dziesięć minut.
Oddalił się szybko. Oboje rozmawiali po angielsku i nie krępowali się obecnością Yuma, mimo że rozmowa ich zatrącała o głęboko skrywane tajemnice. Musieli chyba być pewni, że Indjanie nie władają angielskim o tyle, aby ich zrozumieć. Dotknąłem Winnetou i zapytałem:
— Czy wysuwamy się?
— Nie — odparł szeptem. — Czekamy, aż przybędzie oddział Mogollonów. Powstanie hałas i zgiełk, a poza tem nikogo wpobliżu nie będzie.
Ten niezrównany Apacz wszystko brał pod rozwagę i umiał, jak chyba nikt inny, korzystać z każdej sposobności, z każdej sytuacji. Niebawem usłyszeliśmy tętent kopyt końskich. Ukazali się Mogollonowie. Powstał taki harmider dookoła ogniska, że mogliśmy wypełznąć z pod drzew, nie obawiając się, iż spostrzeże nas czyjeś wprawne oko, lub ucho.
Wróciliśmy tą samą drogą. Wyszliśmy z lasu i kroczyli wzdłuż góry. Zapytałem Winnetou:
— Czy mój brat pojął wszystko?