Strona:PL Karol May - Ocalone miljony.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Znikł!
— I spotkał mnie i Winnetou. Tkwi teraz tam w wodzie.
— Boże, i on się podkradł? A Franciszek, mój brat?
— Jest bezpieczny. Bawi u Nijorów.
— Tam nie jest bezpieczny! Mogollonowie mają napaść Nijorów. Melton powiedział mi też, że przyłącza się do wyprawy, aby pana schwytać.
— A więc spodziewa się naszego przybycia?
— Tak się zdaje. Groził mi. Kiedy będzie miał pana, Winnetou i Emery’ego, wówczas my wszyscy „zgaśniemy“. Tak się właśnie wyraził.
— To daje pewność, że chwilowo nic się złego nie stanie. Może pani być zatem spokojna. Co się tyczy wyprawy przeciwko Nijorom, to nasza głowa w tem, aby się nie powiodła. Zatem nie powinna się pani również lękać o los brata.
— Ale niech pan siebie oszczędza! Jakże się pan mógł tutaj podkraść i jak się stąd wydostaniesz? Umrę chyba z trwogi!
— Cicho, ciszej; stare Indjanki usłyszą panią. Jestem bezpieczny, jak u siebie w domu. Chwilowo nie mogę pani pomóc. Chciałem cię przynajmniej zawiadomić, że wkrótce będziesz wolna. Gdzie jest Murphy, ten nieostrożny adwokat?
— Tam dalej. Melton kazał go strzec surowo. Jakże się panu powiodło? Zdaje się, że pan nie znalazł szukanego zamku?
— Znaleźliśmy. Później pani opowiem. Oczywiście,