Strona:PL Karol May - Ocalone miljony.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

częta. Ci zaś nie nadają się do pilnowania jeńców. Jakże łatwo mogliby jeńcy uciec!
— To jedyny powód, jakim sobie tłumaczę ich postępowanie, ale powód niedostateczny, gdyż wleczenie ze sobą powozu z jeńcami narazi ich tylko na trudności wszelkiego rodzaju. Trzeba jeńców w dzień i w nocy pilnować. Gdyby natomiast zostawili ich w obozie pod strażą kilku wojowników, mogliby się swobodnie poruszać.
— Mój brat ma słuszność, ale to jedyny powód, jaki się na myśl nasuwa, aczkolwiek jest nieusprawiedliwiony.
— Dodajmy teren wyprawy. Pomyśl tylko o wąwozie, który prowadzi na Łysinę Canonu. Jakże poradzą sobie tam z powozem?
— Być może, nie znają dokładnie terenu!
— W takim razie byliby nad wszelki wyraz nieprzezorni. Skoro się chce napaść na wrogie plemię, trzeba dobrze poznać drogi, doń prowadzące. Z tego, co mi mówiłeś o miejscowości, wnioskuję, że powóz nie dojedzie dalej, niż do Cienistego Źródła, gdzie rozłożą się obozem dzisiejszej nocy. Czy mniemasz, że trzeba ich koniecznie tam szpiegować?
— Koniecznie.
— Ale tylko w ciemnościach?
— Zbliżyć się do nich można wyłącznie w nocy. Ale lepiej będzie, jeśli pojadę za nimi już za dnia. Mój brat Sharlieh niech później wyruszy za mną i tak wyrachuje, aby przybył tam pod osłoną mroku.
— Pięknie. Gdzie i jak się spotkamy?