Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol May - Klasztor Della Barbara.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Plan się rozbił i nic nie można naprawić. Wrócimy do gospody, zakradniemy się do pokoju i zabierzemy tylko to, co najkonieczniejsze. Gdy zobaczy, że rzeczy zostały, będzie czekał na nas przez kilka dni w przekonaniu, że wrócimy.
— A potem przybędzie do Santa Jaga i tam nas znajdzie — rzekł Cortejo.
— Nie. Będziemy do tego czasu gotowi.
— Jakże się tam dostaniemy? Przecież nie możemy iść pieszo.
— Pojedziemy konno. Widziałem wpobliżu naszej gospody szyld jakiegoś handlarza koni. Tam się zwrócimy.
— Musimy się śpieszyć, abyśmy mogli odjechać, zanim brat wasz przybędzie.
Doszedłszy do gospody, Cortejo i Landola wdrapali się na mur i niepostrzeżenie dostali do pokoju. Stosownie do umowy, pozabierali rzeczy najniezbędniejsze i tą samą drogą wrócili na ulicę.
Energicznem pukaniem obudzili handlarza koni. Oświadczyli, że przybyli na wynajętych koniach z Queretaro. Ponieważ zachodzi konieczność natychmiastowej jazdy do La Puebla, zmuszeni są do kupienia koni zaraz, nie czekając świtu.
Handlarz zaprowadził ich do stajni, gdzie szybko dobili targu. — — —
Tymczasem Grandeprise podszedł do pozornie nieprzytomnego oficera. Zdjął mundur i szablę, a włożył własne ubranie. Uwolniwszy bezwładnie leżącego Francuza z więzów i knebla, odszedł swoją drogą.

40