— Hm — mruknął stary. — Mogą to być dla tych ludzi niezwykłe tarapaty. Czy znacie któregoś z pozostałych?
— Nie.
— To zresztą nie ma znaczenia. Obowiązkiem naszym jest ująć tych ludzi. Trzeba postępować ostrożnie, jeden z nich bowiem jest oficerem. Zamelduję o wszystkiem generałowi. Ci trzej pójdą razem ze mną. A reszta niech chwilowo zachowa spokój i niech z nich nie spuszcza oka.
Odszedł z trzema żołnierzami, którzy mieli świadczyć wobec generała. Tymczasem Kurt wypoczywał spokojnie, nie przeczuwając nawet, co grozi jego osobie i otoczeniu.
Po upływie jakiejś półgodziny zjawił się capitaine de cavalerie w otoczeniu uzbrojonych żołnierzy. Sierżant przyprowadził go tutaj. Trzech żołnierzy generał zatrzymał jako świadków.
Żołnierze, towarzyszący oficerowi, usunęli się nieco nabok. Tymczasem rotmistrz podszedł do Kurta, który podniósł się z murawy, zaciekawiony, czego też oficer francuski chcieć może od niego. Rotmistrz obserwował go przez chwilę w milczeniu, poczem zapytał:
— Monsieur, mam wrażenie, że nie jest pan stałym mieszkańcem tego miasta.
— Ma pan rację — odparł uprzejmie Kurt.
— Jest pan w podróży?
— Tak.
— Skąd pan przybywa?
— Z Niemiec.
Oficer przymknął oczy i rzekł:
Strona:PL Karol May - Klasztor Della Barbara.djvu/108
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
106