Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żeś się w tak głupi sposób wydał w moje ręce. Powiadam panu, że nigdy nie wyjdziecie z tego lochu.
— Nie żartuj dłużej, sennor! — rzekł Cortejo błagalnie. — Wiemy już, cośmy chcieli wiedzieć; wiemy już zatem, jak się czuje człowiek, skazany na zagładę w tym lochu.
— O, wcale jeszcze nie wiecie! Zagłada musi się do was zbliżyć o wiele bardziej, abyście wiedzieli.
Józefa wydała okrzyk przerażenia. Zrozumiała, co ją czeka.
— Sennor, jesteś potworem! Nie możemy zginąć. Ja tego nie wytrzymam!
— Rozumie się — szydził Hilario. — Nikt nie potrafi wytrzymać śmierci.
— Wszak nic złego panu nie wyrządziliśmy.
— Bynajmniej. Ale teraz pragnę zapłaty za gościnność. Ponadto, unieszkodliwiłem waszych wrogów. Nic więcej dla was zrobić nie mogę. Czy sądzicie, że pracowałem za darmo?
— Uwolnij nas tylko, — rzekł Cortejo — a wynagrodzę pana sowicie.
— Nie pędź sennor ze swojemi propozycjami! Nie wiesz, czego od pana żądam.
— Czego więc? — zapytał Cortejo z niecierpliwością.
Doktór odezwał się z niewinną miną, jakgdyby chodziło o bagatelkę:
— Żądam od was sukcesji hrabiów Rodriganda.
— Sukcesji — hrabiów — Rodriganda — ? —

37