Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To zapewne Sternau.
— Dwóch Indjan.
— Bawole Czoło i Niedźwiedzie Serce! Co pan z nimi zrobił?
— Ja? Nic. Absolutnie nic, sennorita. Byłem zadowolony, że oni mnie nic nie zrobili.
— Ale wszak postanowiliśmy ich uwięzić.
— Jakże mogłem to zrobić, sennorita?
— I pan się pyta? Sennor, jesteś tchórzem!
— Czy mówi pani poważnie? A więc jest to podziękowanie za moją ofiarność? Czy nie mam was aby wydać Francuzom?
— Szaleństwo! — zawołał Cortejo. — Moja córka nie to miała na myśli. Ja wszakże również wierzyłem że uwięzicie tych drabów. Takeśmy postanowili. A teraz uciekli; będziemy musieli unieszkodliwić ich w inny sposób. Cóż powiedzieli? Jak się zachowali? Opowiedzcie, sennor!
— Potem. Teraz myślę o zmianie waszego pomieszczenia. Jeśli zechcecie pójść za mną, to wam inny pokój wskażę.
Cortejo i Józefa wyszli za starym i minęli korytarz. Wkrótce ujrzeli światełko. Skoro się zbliżyli, Cortejo poznał Manfreda, który siedział przy dziewięciu spętanych jeńcach.
Podszedł więc bliżej i wydał, zdumiony, okrzyk:
— Wszyscy djabli! To Sternau!
— Sternau? — zapytała Józefa! — Gdzie? Gdzież on?
Zatrzymała się tuż nad Sternauem, który, wró-

32