Oficerowie spokojnie przysłuchiwali się tym słowom. Adjutant rzekł z dwuznacznym uśmiechem:
— Kolego, o odwołaniu nie będzie mowy, o ile znam obu panów. A co się tyczy pańskiej gotowości do pojednania, to wolę o niej nie wspominać mojemu mandatarjuszowi, bo pomyśli, że wypływa z braku odwagi.
— O, proszę, niech pan powie! Co myśli v. Winslow przed walką o mojej odwadze, to mnie zgoła nie obchodzi. Dopiero po spotkaniu będzie mógł mnie ocenić. Zastanie mnie pan na miejscu punktualnie o czwartej.
— Załatwione — rzekła Różyczka. — Teraz jednak, panie podporuczniku v. Golzen, zechce pan oznajmić panu podporucznikowi v. Ravenow, że i ja będę obecna.
— Ach! — zawołali ze zdumieniem panowie.
— Nie można, Różyczko, — odparł Kurt. — To jest sprzeczne ze zwyczajem.
— Nie mów mi o tem, Kurcie, — odpowiedziała. — Ten bezczelny człowiek napadł na mnie publicznie, publicznie kłamał, teraz więc niech będzie ukarany w moich oczach. Czy jest to zgodnie ze zwyczajem, czy nie, — ja tego chcę i słusznie! Na placu, gdzie odbędzie się pojedynek, będzie musiał wyznać, że jest kłamcą i że musiał wyskoczyć z powozu, aby nie wpaść w ręce policjanta. Ja tego żądam!
— Nie możemy przystać na obecność pani — rzekł, potrząsając głową, Golzen.
Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/175
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
169